SEZON 2012
23 sierpień Gerlach 2655m n.p.m.
Po dość długich przygotowaniach logistycznych( tu ukłony w kierunku Sebastiana)cała nasza trójka Sebastian, Darek i ja Adam zaplanowała na czwartek
23.08.2012r wejście na najwyższy szczyt Karpat, na Gerlach 2655m n.p.m. Dzień wcześniej pojechaliśmy do Poronina gdzie mieliśmy już zaplanowany nocleg.
Przed snem dało się trochę odczuć napięcie przed planowaną od dłuższego już czasu wyprawą. Prognozy pogody bowiem były bardzo różne i do samego końca
nie było wiadomo jaka nam będzie towarzyszyć pogoda. Każdy z nas przecież myślał o wspaniałych widokach, wrażeniach nie zaś o mgle czy deszczu.
Po kilku godzinnym (trochę nerwowym śnie) pobudka 3:40 nad ranem. Ciepła herbatka pozwoliła nam przejrzeć na oczy. Trzeba było się spieszyć bo o 4:30
umówieni byliśmy z naszym przewodnikiem Grzegorzem w Zakopanem. To kolejna wyprawa z naszym wyborowym przewodnikiem (poprzednio była to Łomnica
2634m n.p.m.). Punktualnie o 4:30 ruszyliśmy samochodem w kierunku Łysej Polany i dalej na Słowację do Tatrzańskiej Polanki. Dzięki odpowiednim
dokumentom z słowackiego TANAPU (to już było w gestii Grzegorza) mogliśmy bez problemu dojechać samochodem na parking pod Śląski Dom. Nie tracąc
czasu na wejście do schroniska o 6:00 ruszyliśmy na trasę, najpierw szlakiem zielonym na Polski Grzebień, ale wkrótce opuściliśmy szlak kierując
się ścieżką w kierunku Masywu Gerlacha. Przechodzimy po chwili pod nawisem skalnym – Mokra Wanta i widać jak nabieramy wysokości widząc "Vielickie Pleso”
i oddalający się od nas Śląski Dom. Wkrótce zakładamy uprząż bo i wchodzenie staje się coraz bardziej strome chociaż samo podejście Wielicką Próbą
na Gerlach nie było zbyt karkołomne. Pierwszy oczywiście nasz mistrz Grzegorz potem ja Adam, dalej Darek i na końcu Sebastian. Wszyscy związani -
na krótkiej linie. Słuchamy uwag przewodnika Grzegorza: idziemy spokojnie, patrząc jak i na co kładziemy stopy, unikając stąpania na luźne kamienie
pamiętając, że za nami idą również i inne zespoły. Spowodowanie zrzucania luźnych kamieni jest bardzo niebezpieczne przede wszystkim dla innych ekip
pod nami.
Zerkamy w niebo i pomimo, że widoki są wspaniałe - pogoda dalej jest niezbyt pewna (nawet spadło kilka kropel deszczu). Mijamy grupę prowadzoną przez
przewodnika słowackiego który twierdzi, że może zacząć padać. Po dojściu jednak nad Kocioł Gerlachowski i Przełączkę twarze nasze stają się coraz to
pogodniejsze, bo wygląda na to, że za niedługo wyjdzie słońce zaś nasze obawy i przewodnika słowackiego były przedwczesne. Teraz już uśmiechnięci i z
dobrymi humorami wdrapujemy się dzielnie w kierunku naszego celu wspinaczki - Gerlacha 2655m n.p.m.
Krzyż na szczycie Gerlacha można było już dojrzeć sprawnym okiem po kilkunastu minutach wspinaczki od Przełączki oraz trzykrotnych zejściach, potem
znowu podejściach trawersem wzdłuż jego zbocza. Wreszcie godzina 9:20 i jesteśmy na szczycie. Wszyscy radośni i szczęśliwi robimy pamiątkowe zdjęcia.
Darek robi wpis w pamiątkowej książce znajdującej się w skrzynce zamocowanej na skale w której to księdze wszyscy się podpisujemy własnoręcznie.
Teraz jeszcze krótki posiłek, słodki batonik co dodaje sił i oczywiście ciepła herbatka z termosu od Sebastiana. Widać już kolejną grupę docierającą
na szczyt i chociaż rozległy stosunkowo wierzchołek Gerlacha pozwala na to byśmy wszyscy się tutaj pomieścili my nie czekając aż kolejna ekipa dotrze
na szczyt związujemy się powtórnie liną (w czasie przebywania na szczycie byliśmy rozwiązani) zakładamy plecaki i ruszamy w dół Batyżowiecką Próbą.
Zejście wydaje się być chyba trudniejsze niż wejście, jest bardziej stromo i sporo piargów. Kolejność zejścia odwrotna: pierwszy Sebastian, drugi Darek
i ja Adam jako najstarszy uczestnik ekipy oraz ubezpieczający nas wszystkich Grzegorz. Zejście Batyżowiecką Próbą na początku, trochę było powolne,
(trzeba bardzo uważać nie tylko na siebie, ale i na innych uczestników wyprawy)Po ok 1:30 godziny docieramy wreszcie do Doliny Batyżowieckiej i po
kolejnych kilkunastu minutach nad Batyżowieckie Pleso. Nad Batyżowieckim Stawem zasłużony odpoczynek ,Sebastian dzieli się z resztą ciepłej herbatki
z termosu - wystarcza dla wszystkich. Propozycja Grzegorza skorzystania z kąpieli w krystalicznie czystej ale lodowatej wodzie Batyżowieckiego Stawu
pozostała bez odpowiedzi, kolega Darek zamoczył stopy lecz szybko się wgramolił na brzeg bo woda była bardzo zimna. Po 15-minutowym relaksie nad
jeziorkiem przy słonecznej pogodzie podziwiając Masyw Gerlacha i wspaniałą Kończystą ruszamy już szlakiem (magistralą) w kierunku Śląskiego Domu do
którego mamy ok 1 godzinki spokojnego schodzenia. Teraz już mamy czas wejść do Śląskiego Domu, napić się kawy i słowackiej tradycyjnej herbatki.
Jeszcze tylko wspólne zdjęcie całej naszej ekipy przed Śląskim Domem i ...wyprawa na najwyższy szczyt Tatr i całych Karpat za nami.
Na koniec jeszcze słowa naszego wybornego przewodnika Grzegorza: Gerlach 2655m n.p.m. nasza ekipa zdobyła dzielnie, sprawnie i w miarę szybko
co utwierdziło nas w przekonaniu, że mamy jeszcze kilka wspaniałych tatrzańskich szczytów do zdobycia na które trzeba podjąć wezwanie.
tekst: Adam Mosz, foto: Sebastian Mosz
5 luty Zimowa Wyprawa na Babią Górę
5 luty, bardzo mroźna niedziela, termometry wskazują -30˚ Celsjusza. Nasza ekipa w składzie
Sebastian, Zbyszek i Darek wsiada do samochodu i rusza w stronę Bielska a potem dalej
w stronę Zawoi i na przełęcz Krowiarki. Tu na parkingu krótka narada i ruszamy czerwonym
szlakiem w górę. Śniegu jest dużo ale jest mocno zmrożony i idzie się dobrze, po godzinnym
marszu docieramy na Sokolicę i tu pierwsze widoki na Tatry Zachodnie. Robimy parę zdjęć
i ruszamy czerwonym szlakiem na Babią Górę. Pogodę mamy ładną ale trochę zaczyna wiać
mroźny wiatr. Minęły dwie godziny i docieramy na szczyt Babiej, tu wiatr wieje z dużą siłą
a mroźne powietrze plus nasze oddechy tworzy na naszych twarzach kawałki lodu,
charakteryzując nas na "morsów”. Na szczycie jest parę osób robimy pamiątkowe fotki,
zakładamy raki i ruszamy w dół na przełęcz Brona. Tu zaczyna się las więc Żegnamy mroźny
wiatr i ruszamy pod osłoną drzew do schroniska na Markowych Szczawinach, mamy dobry
czas więc dzwonimy do rodzin z wiadomością gdzie już jesteśmy. Jemy w schronisku dobry
ciepły żurek i zabrane kanapki, które zamarzły nam w plecakach na kość. Po dobrym posiłku
Sebastian proponuje zwiedzenie Muzeum Turystyki Górskiej które jest najstarszą tego typu
placówką w polskich Karpatach otwartą 25 września 1966 roku. W muzeum zobaczyliśmy
sprzęt turystyczny, jakim posługiwali się turyści przed I i II wojną światową, a także we
wczesnych latach powojennych (narty, czekany, buty turystyczne, latarki, puszki
żywnościowe itp.) Ruszamy dalej szlakiem niebieskim na Szkolnikowe Rozstaje i dalej na
przełęcz Krowiarki, gdzie czeka nasz samochód. Trasę pokonujemy w zawrotnym tempie.
Zbyszek jedzie na nartkach a my z Sebastianem bardzo szybkim krokiem pokonujemy
ostatnie 6 km szlaku. Śnieg jest równy i dobrze ubity więc można szybko iść. Reasumując:
byłem pierwszy raz zimą w górach i już to pokochałem, dałem się namówić kolegą i nie
żałuję tego, myślę że jest to początek mojej zimowej przygody z górami. Wycieczkę uważam
za bardzo udaną, pomimo dużego mrozu, widoki były przepiękne a nowe nabyte zimowe
doświadczenia będą w przyszłości owocowały.
tekst: Dariusz Materzok, foto: Sebastian Mosz
|